niedziela, 28 lipca 2013

POURODZINOWY SONGe


Lato już w pełni i wiem ,że nie tylko w Grecji mamy upalne dni, ale i u Was słońce daje się we znaki. Muszę przyznać ,że żaden inny kolor nie sprawia mi wtedy takiej przyjemności jak biel. To w jej otoczeniu wypoczywam, to ona daje mi poczucie świeżości. Dlatego systematycznie wybielam moje wnętrza, szczególnie ten pokój , bo właśnie w nim spędzam najwięcej czasu .A ponieważ zaszło ostatnio u mnie sporo zmian ,"zmian na białe", mam nadzieje ,że z przyjemnością je zobaczycie. Przede wszystkim z okazji urodzin postanowiłam sprawić sobie ogromną, bo mierzącą 197 na 91 cm przyjemność .Lustro SONGE.W normalnych warunkach raczej nie kupiłabym tego zwierciadła :-), ale że 4 czerwca skończyłam 35 wiosen (tak na marginesie fajnie ,że urodziłam się przed 21 czerwca bo mogę bez pardonu pisać o skończonych wiosnach a nie latach ;-))a to juz coś, więc SONGE dumnie u mnie stoi. Innym urodzinowym prezentem jest kolejna rzeźba Don Kichota. Wspaniałomyślny tym razem okazał się mąż. Uwielbiam te figurki a ta jest dość spora. Jak zobaczycie mój mały manekin zmienił nieco image. Dostał nową nogę i został  oczyszczony oraz pomalowany. Teraz podoba mi się dużo bardziej. Na allegro upolowałam również nowy świecznik z brązu  podobny w stylu do tego ,który już Wam wcześniej pokazywałam.  No i oczywiście nowy pokrowiec na naszego kivika. Bardzo chciałam go mieć , choć i szczerze się tego obawiałam .No cóż nie jest tak źle jak myślałam z utrzymaniem go w czystości, choć z pewnością jest to wymagający pokrowiec. Każdy włos, kurz jest na nim widoczny, więc codzienne "rolowanie" musi mi wejść w nawyk ;-).No to zapraszam do oglądania fotek....














powyżej na zdjęciach ukorzenione już drzewko figowe a po prawej figi z naszego starego drzewa





oby słońce zostało na dłużej :-)....


środa, 24 lipca 2013

OGRODOWE BEFORE -AFTER.CZ.2.


Cześć dziewczyny ... i chłopaki
Powoli wracamy do normy po ostatnim zajściu, ponieważ nasza psina czuje się już lepiej :-). Jeszcze zdarzy mu się nieco pozataczać , ale częściej truchta już tak jak zwykle. Jak pisałam ostatnio z powodu Rexa dużo czasu spędzałam na dworze, więc przede wszystkim bawiłam się z Natalką, głaskałam , miętoliłam , szczotkowałam i drapałam ;-) Rexa , ale również porobiłam kilka zdjęć. Dzisiaj więc pokażę Wam inną część naszego podwórka. Lubię tu przebywać bo każda niemal roślina ( no może poza 4 drzewami i  3 różami )została  zasadzona przeze mnie i tylko przeze mnie. To jak ten ogród wygląda teraz to efekt mojej 3 letniej pracy . I choć wiem ,że jeszcze sporo pracy przede mną , to jestem szczęśliwa, bo wiem ile już za mną, a reszta w porównaniu z tym co już zrobiłam , to same przyjemności. Jestem ogromnie wdzięczna mojej mamie, która podczas  odwiedzin u mnie ,zakasała rękawy,(zagoniła też  "ambicjonalnie"mojego Tolisa do pomocy, czego ja nie umiałam zrobić ;-)) i posiałyśmy trawę .
Na początek  kącik przy domu, ma tą zaletę, że w tym miejscu nie jest się widzianym przez nikogo z ulicy ani przez sąsiadów. Zmiana może nie jakaś olbrzymia , ale jednak. Wcześniej było TAK.

 
No i oczywiście kwiaty , kwiaty i jeszcze raz kwiaty 
 
   

 


 
 No a teraz ogród.Dla porównania zdjęcia tego miejsca przed zmianą, możecie zobaczyć TU i TU.

 


Ponieważ dostałam przyzwolenie od sąsiadki na pokrycie tej strony budynku(moja zmora) bluszczem, posadziłam kilka szczepek zimozielonego. Od teściowej dostałam też  inną odmianę. Niestety choć błyskawicznie pokryła sporą część budynku, na jesień zrzuci liście.


Latem w ogrodzie dominują róże, ale pięknie kwitły mi również liliie, liliowce i mieczyki, a teraz  astry powoli zakwitają.







No a na koniec kilka rzeczy, które powstały ostatnio.


Żółwie uszyłam ze wzorów , które znalazłam TU.

                                                            
 kolejna girlanda



 
podusia i igielnik




Natalki żarty się trzymały bo co rusz udawała ,że chce zjeść torcikowy igielnik.
 
Mam nadzieję, że  miło się Wam oglądało. A ja zmykam do Was...
 
 

sobota, 20 lipca 2013

LUDZKI ZNACZY OKRUTNY

Jak często zdarza się Wam czytać, słyszeć o okrucieństwie człowieka w stosunku do zwierząt. Mi dość często i dlatego w moim mniemaniu słowo "ludzki" w 21 wieku nabrało całkiem innego znaczenia. Niedawno mogłam zobaczyć to na własne oczy. Ktoś podrzucił naszemu psu kawałki kurczaka nafaszerowane jakąś trucizną. Rano  Tolis znalazł go zataczającego się z błędnym wzrokiem  i lekką pianą na pysku. Koszmar, szczególnie że nie mogliśmy dodzwonić sie do weterynarza. No, ale dzięki, że mamy internet. Wyczytałam ,ze te objawy to właśnie zatrucie i najlepiej jest spowodować wymioty. Czym? Łyżeczką sody. Faktycznie, po 20 min , Rex zaczął wymiotować , stąd wiem ,że zjadł trochę kurczaka, tylko ,że my ostatnio jedliśmy drób 2 tygodnie temu. Później już było lepiej, bo przyjechał weterynarz, zrobił kilka zastrzyków i tylko potwierdził to co my stwierdziliśmy. Od weterynarza dowiedziałam się również ,że takie przypadki trucia  kotów czy psów są dość częste na naszym terenie. Rex  jeszcze nie chodzi normalnie, a zatacza się, właściwie  większość czasu leży, choć dzisiaj to już szósty dzień .Ja przez ostatni tydzień niemal całymi dniami w związku z tym siedziałam na dworze ,żeby mieć go na oku. Dziś rano wyglądał juz nieco lepiej i jestem dobrej myśli. Tylko co dalej. Jak uchronić go i naszego drugiego psa przed takimi ludźmi. Obydwa psy właściwie nigdy  nie opuszczają podwórka poza sporadycznymi sytuacjami a i wtedy tylko na smyczy. Biegają swobodnie  po całym terenie wokół domu  i z tego ich luzu bardzo się cieszyłam. Szczególnie kiedy widziałam na innych podwórkach psy pozamykane w  klatkach 2 na 2 metry, cały dzień i noc. Tylko, że tak łatwo jest przerzucić znowu coś przez ogrodzenie...W ciągu dnia nie ma takiego problemu, bo i my sporo czasu  spędzamy na dworze. Problemem jest noc. Myślałam nawet o kagańcu, bo wtedy psy nie mogłyby chyba nic zjeść. Tylko czy to bezpieczne ,żeby na całą noc pies miał kaganiec, czy mógłby wtedy pić. Sama nie wiem, ale zamykanie psa w klatce czy trzymanie go non stop na łańcuchu to dla mnie niezbyt dobre rozwiązanie
 


 
serce się kroi ,kiedy widzi się swojego czworonożnego przyjaciela w takim stanie...

do zobaczenia następnym razem....

środa, 3 lipca 2013

GDY PRZYCHODZI OCHOTA NA KOLORY...

wtedy siadam do maszyny i szyję .Powstają takie oto słodkości ;-).Większość z Was już pewnie zna moje igielniki, ale ,że teraz dostały nowe kolorki, ponownie  je Wam pokażę.
 



 
 
Nie może zabraknąć i kolejnego wianka. Od momentu powrotu powstało ich już 5 a kolejne już są szyte



 
 Jak już niejednokrotnie pisałam, lubię biel, i choć czasem  można zauważyć u mnie na zdjęciach jakiś pociąg do kolorów, to zawsze wcześniej czy później wracam do bieli. Ponieważ kolorowych przedmiotów mam jak na lekarstwo,  na wiosnę i lato mogę łatwo dodać koloru  ,ukwiecając dom. Różowe róże pachną bosko.


róża i mieczyk flevo bambino
 Przy okazji  cyknęłam fotkę moim lodówkowym magnesom-scrabblom.
 
Emaliowany kubeczek  od niedawna pełni funkcję cukiernicy.
 
I na koniec  pokaże Wam jeszcze girlandę. To jedna z kilku rzeczy, które uszyłam ostatnio, a których motywem przewodnim są ptaszki. Te inne to podusia ,wianek i serwetki...ale o tym przy okazji ogrodowego, kolejnego posta.


Do zobaczenia u Was...
P.S.Cieszę się ,że nieco mogłam pomóc Wam ostatnim postem, a jeszcze bardziej ,że blogger nie uległ jakims poważnym zmianom.